Ścieżka

- Ayden zostań z nami jeszcze chwilę! Twoje ziółka w tym czasie nie uschną - powiedziała patrząc na niego błagalnie. - Poza tym chyba nie wszyscy się tu znają, więc chciałabym was sobie przedstawić. Zostaniesz? - spojrzała na niego swoim bardzo-uroczym-proszącym uśmiechem i zatrzepotała rzęsami

Odwrócił się w stronę Gabu. Widząc jej błagalne spojrzenie, spojrzał na zegarek. - Masz dwanaście minut. - powiedział, udając bardzo poważnego. Powrócił do grona. - Tak wiec... Ayden, dziewiętnaście lat, syn Eskulapa, lekarz, druga kohorta. Bardzo miło mi Was poznać. - powiedział wszystko na jednym wdechu. Znał praktycznie każdego z obozu, ale tylko dlatego, że ich leczył. No i dlatego, że był miły i pomocny. Lecz dziś woli być sam i przemyśleć wszystko, bo sprawy jego miłości wychodzą powoli na jaw. - O. I mam jeszcze dla Was dziesięć minut. - posłał Gabu słodki uśmiech.

- Okay. Mnie chyba wszyscy znają prawda? Gabu, kohorta I, córeczka Bachusa, 15 lat. Dzięki, że zostałeś - podeszła i przytuliła Aydena, wiedząc, że pewnie zaprotestuje. - Devon, twoja kolej - wskazała na chłopaka z żelkami

-Dzięki Gabu!-i posłał jej mrożące spojrzenie-Więc jestem Devon, syn Luny. Członek pierwszej kohorty.-zjadł kolejnego żelka.

Gabu uśmiechnęła się perfidnie do chłopaka. Potem przeniosła wzrok na siostrę
- Lilianne, twoja kolej - uśmiechnęła się do niej zachęcająco. Wzięła kolejnego żelka

-To Lilianne, ewentualnie w skrócie Lily, córka Bachusa, druga kohorta, 16 lat- powiedziała i uśmiechnęła się lekko.

Nie zaprotestował, gdy córka Bachusa się do niego przytuliła. Gdy go już puściła i wysłuchał Devona, spojrzał na niego i tylko przywitał się kiwnięciem głowy. Spojrzał na zegarek. - Siedem minut. - powiedział pod nosem. Nie widział nic złego w tym, że Gabu go zaczepiła i przygarnęła do grupki, ale wolał już wziąć się za swoją robotę. Wyjął z listonoszki notes i długopis. Zapisał sobie kolejną osobę, do mini spisu. Devon, syn Luny. Jakiś cudem nie miał go. Ayden prowadził spis ludzi w swoim notesie. Chodziło tylko o to, jakie ktoś odniósł obrażenia podczas misji i treningów. I spis tego, na co są uczuleni. Przezorny zawsze ubezpieczony.
- Synu Luny, jesteś może na coś uczulony? - zapytał z nosem w notesie.

Gabu pokiwała główką.
- I została nam Alice - spojrzała na Greczynkę wyczekująco. Uśmiechnęła się zachęcając ją do mówienia. Miała nadzieję, że Ayden nie wypadnie za chwilę z tekstem, że musi iść

-Ja? Uczulony? Nigdy w życiu-uśmiechnął się-a czekaj to ty jesteś tym kolesiem który leczy? Tak?
"Po co on to wszystko zapisuje?" pomyślał lekko zaniepokojony, ale odrzucił te obawy. "W końcu to lekarz, to jego praca" i uśmiechnął się życzliwie.

(Alice nam uciekła xD)
Gabu spojrzała na Aydena
- Może chcesz, żebyśmy ci pomogli zbierać te zioła? W końcu pójdzie nam szybciej i w grupie raźniej - uśmiechnęła się

Julita wybierała się to świątyni Marsa, uwielbiała tam przebywać czułą w tym miejscu w pewnym sensie bliskość z ojcem. Wczorajszy dzień był dla niej trudny, na szczęście nie miała kaca po wieczornym piciu. W sumie nawet jej to nie zdziwiło jeszcze nigdy nie miała kaca. Gdy szła ścieżką zobaczyła grupkę osób z której rozpoznała córki Bachusa i Alice. Pomyślała że podejdzie na 5 minut.
- Cześć wszystkim!- odeszła uśmiechając się.- Jestem Julita.- przedstawiła się spoglądając na chłopaków których nie znała.

"Kolejna osoba?" pomyślał zaskoczony "Co tutaj tyle ludu?" ale szybko zamaskował to uśmiechem.
-Hej. Ja jestem Devon, syn Luny-przywitał ją uśmiechem-żelka?

- Jasne, uwielbiam żelki.- wzięła jednego uśmiechając się.- Jak tam dziewczynki kac jest?- zaśmiała się po czym podrzuciła żelka i złapała do buzi.

Uśmiechnęła się przyjaźnie do nowo przybyłej
- Cześć Julita. Kaca nie ma. Jeszcze chyba tylko centurionów i pretorów nam tutaj brakuje - zaśmiała. - Co nas dzisiaj tutaj tak dużo? - zapytała przebiegając wzrokiem po pozostałych

-Wiecie..ja chyba już muszę lecieć..-powoli zaczął wyjaśniać ale z jego ust nie wydobyło się ani jedno słowo-no to narka. Gabu widzimy się w baraku.
Szybko pobiegł drogą w kierunku obozu nie oglądając się za siebie. Na jego nieszczęście zostawił tam żelki

Zdziwiło ją że chłopak tak szybko uciekł, przynajmniej zostawił żelki.
- Pa.- krzyknęła do Devona, po czym przerzuciła wzrok na Gabu- Nie wiem jak wy ale ja wybieram się do świątyni Bachusa, modlić się o lepszą głowę.- zaśmiała się- A tak serio to ide odwiedzić świątynie ojca. A wy co ty robicie?

Szlam do świątyni Bachusa ale utknęłam tutaj - powiedziała Lilianne z uśmiechem.

Gabu wzruszyła ramionami. Było tu tyle osób, że nie było sensu iść do świątyni Bachusa.
- Ja chyba też już pójdę - powiedziała i przytuliła się do siostry na pożegnanie. Potem zabrała jeszcze kilka żelków i odeszła stąpając cicho po ścieżce na dół

Nagle prawie wszyscy się rozeszli. W sumie to nawet lepiej bo i tak nie miała dużo czasu.
- Ja także już pójdę, jeśli ktoś by o mnie pytał jestem w świątyni Marsa.- powiedziała po czym oddaliła się.

Lilianne także stwierdziła, że nie ma co zostawać i poszła.

(uznajmy, że poszłam się przebrać, bo się ubrudziłam czekoladą czy po prostu poszłam do toalety, cokolwiek XD)
Nikogo nie było. Ani Devona, ani Gabu. Cóż. Alice wzruszyła ramionami i poszła znaleźć miejsce, gdzie mogłaby poczytać. Lub pomyśleć. Albo pomyśleć o czytaniu.

Sam szła do świątyni swego ojca, Marsa. Bardzo lubiła to miejsce. Czuła się w nim swobodnie.

Powrót Aydena, któremu Jupiter dał solidną burzę. .-.

- Nie. Jestem lekarzem, który zabija. - powiedział sarkastycznie do Devona. Poprawił swoje notatki i schował notes do listonoszki, a długopis wsadził za ucho. Przysłuchiwał się rozmowie i jak zobaczył kolejną nową osobę, lekko się załamał. - Dobra dwanaście minut minęło. Miłego dnia. - powiedział i ruszył do świątyni Apolla. A raczej w jej okolice.

Zawsze, kiedy Sam nie wiedziała co ze sobą począć szła do świątyni swego ojca, Marsa. Dzisiaj nie było wyjątku.

Arkadia jak co wieczór przyszła pod pomnik swej matki. Siedziała przed nim, rozmyślała nad wszystkim co ją niepokoiło. Zaplotła wieniec z dziko rosnących kwitów które pozbierała rano i rozglądała się za swym bratem Devon'em.