Główny Plac

Plac jak plac - dość zwyczajny. Wybrukowany, ułożony, schludny, czysty. Jak wszystko co rzymskie. Często bywa miejscem spotkań i zbiórek stoi tam nawet ogromna fontanna, a w okół niej poustawiane ławki. Posadzono tam również pewnie kilka drzewek, zatem w upały możesz skryć się w ich cieniu! Z głównego placu prowadzi wiele rozgałęzionych uliczek, więc to również dobry punkt aby rozpocząć zwiedzanie miasta.

Gabriel spacerował po placu z braku zajęcia.Nie miał nawet ochoty na jakieś przekomarzanki ze swoją kohortą.Przeczytał już ostatnie komiksy,jakie mu zostały-tak samo z książkami.Ugh,będzie musiał udać się do biblioteki.Albo wysłać jakiegoś legionistę.W sumie,to też nie była specjalnie zła opcja.Uśmiechnął się pod nosem.Kurczę,zakończenie ''Tańca ze smokami'' totalnie powaliło go na łopatki,i miał ochotę kogoś zabić.Uspokój się,Gabe,uspokój..Jedyną osobą,którą w tej chwili powinieneś zabić,był George Martin.Usiadł sobie blisko fontanny,wpatrując w strużki wody,które co chwila wpadały do zbiornika,by sytuacja zatoczyła koło.Oh,ewidentnie mu się nudziło.

Za to dzisiejszy dzień dla Sovay był ciekawy. Rano w kantynie dwie córki Wenus ostro się pokłóciły, na treningu ktoś tak nieudolnie posługiwał się włócznią, że reszta płakała ze śmiechu. Potem...
O, Gabe! Przechodząc przez główny plac zauważyła go dopiero wtedy, kiedy przechodziła koło fontanny. Podeszła do brata i powiedziała:
- Hej braciszku. - Usiadła obok, obserwując go uważnie. - Coś cię trapi?

Uśmiechnął się.Sovay.
-No cześć.Nie,raczej nic.Nudzę się jak cholera jasna.-Jego imprezowa natura powoli się odzywała.Ugh,wcale tego nie chciał.Wręcz przeciwnie,wolałby aby nie wyszła w towarzystwie,inaczej jego reputacja ległaby w gruzach.Żałował,że nie zabrał ze sobą swojej mechanicznej sziszy.Miał cholerną ochotę,by zapalić,lecz wracanie się do baraku również mu nie leżało.
-Mów lepiej,co u ciebie.-Oparł się wygodnie o ramę,krzyżując ręce.Alversberg była jego siostrą,więc zawsze chętnie posłucha,co u niej.

Wzruszyła ramionami.
- Nic ciekawego. Dwa Af... Wenusiątka się rano pokłóciły, a jakiś młody na probatio dał popis swoich umiejętności na treningu. - Po tych słowach uśmiechnęła się ironicznie. -[b] Tatulek ostatnio coś spokojny jest.
Od dłuższego czasu nie było żadnych burz. Oczywiście legioniści byli zadowoleni, bo cały czas była piękna pogoda, a w nocy było ciepło.

-Junona chyba zaczęła go zaspokajać seksualnie.-Parsknął śmiechem.Rzadko kiedy żartował z żony swojego starego,ale jeśli już-to od razu uderzał w czuły punkt.Jeśli chodziło o burze,niespecjalnie mu przeszkadzał ich brak,chociaż wiadomo,iż lepiej czuł się podczas nich.Jakoś tak wychodziło.Czasami żałował,że Sovay nie jest w jego piątej kohorcie,mieliby chyba częstszy kontakt-ale na to akurat nie narzekał.Bardzo ją lubił,i nawet nie decydowały o tym więzy krwi.

Sov wybuchła śmiechem. Sama nie przepadała za Herą/Junoną, która się uwzięła na dzieci Zeusa/Jupitera.
- Pewnie tak. Chociaż mogła to być każda, patrząc na ilość naszego "rodzeństwa"... - powiedziała, uśmiechając się okrutnie. Chociaż za takie żarty Hera/Junona mogłaby kiwnięciem palca zamienić ich w pyłek kurzu. Raz się żyje.
- Chodźmy stąd - zaproponowała, wyczuwając parę spojrzeń mówiących: "Oho, córka Zeusa i syn Jupitera rozmawiają ze sobą i nie chcą się pozabijać!" Ale, cholera, sensacja. - Chodźmy pobiegać. Albo do świątyni tatusia, żeby pokazać, jakimi wzorowymi dziećmi jesteśmy. Albo poprośmy o burzę, wkurzymy Ceresiątka i Di... Bachusiątka przy okazji.

-My?Wzorowi?-Wybuchnął głośnym śmiechem.No no,jego zachowanie w szkole oceniało się jako ''niepoprawne'' lub nawet ''naganne''.Kurczę,rzucania doniczkami naprawdę było takie złe?Wstał,przeciągnął się i przeczesał palcami swoje kruczoczarne włosy,mierząc wzrokiem siostrę.
-Dobra,chodźmy.To gdzie w końcu?-Rozłożył ręce jak katolicki ksiądz na meszy,czy jak to tam śmiertelnicy i niewtajemniczeni nazywali?Kurde,meszy?Mszy?Mszy brzmiało mu trochę jak wszy,więc automatycznie to odrzucił.Cholera,mało wiedział o tych chrześcijańskich zwyczajach.W ogóle,mało wiedział o innych religiach.To znaczy,najwięcej chyba o islamie,bo o tym się mówiło,szczególnie w telewizji.Jakiś mały,nieznaczący procent o buddyzmie,a chrześcijaństwo tylko z nazwy.

- No jak nie, jak tak? - udawała oburzenie. - Jesteśmy przecież wzorowymi dziećmi Gromowładnego, wcale nie nie lubimy jego zazdrosnej żonki i wcaaale nie próbujemy sprowadzić na siebie nieszczęścia!
Tak, pomyślała. Będę musiała odwiedzić jeszcze dziś jej świątynie, jeżeli chcę dożyć jutra.
- Chodźmy w takim razie do świątyni Jupitera. Brakuje mi burz. Jest za spokojnie.

Odebrał nagle wiadomość SMS' em.
-Słuchaj, dostałem coś. Chodźmy nad jezioro.Przedstawię ci kogoś.-Powiedział, wygaszając ekranik smartfona.Lubił Julie-tak postanowił ją nazywać-i myślał, że polubią się z jego siostrą.

Wzruszyła ramionami. A następnie uśmiechnęła się złośliwie. Czyżby Gabe znalazł nową ofia... dziewczynę?
- Jasne, chodźmy! - powiedziała wesoło.
Ruszyli w stronę zamarzniętego jeziora.

z/t x2 pisz już nad tym jeziorem! XD